poniedziałek, 15 grudnia 2014

Piano-renowacja

"ta farba ci się nie chwyci politury na wysoki połysk"

"zniszczysz pianino"

"ja bym się bał"

"to jest barbarzyństwo, tak postępować z instrumentem"


NO TO PATRZ!

Calisia, rok produkcji 1972, rude, na wysoki połysk, blichtr i przepych PRLu

Jest rok 2014, wstawiam je do pokoju, który już nie przypomina PRLowskiego wnętrza i nie mogę na niego patrzeć. To jest instrument, źródło emocji wywołanych przez muzykę, świadek moich męczarni nad gamami, muzycznych wzlotów i upadków, a ja go odtrącam jak wyrodna matka. Niby każda matka kocha swoje dziecko takie jakie jest. Ale każda matka wie, że dziecku, które sobie nie radzi trzeba pomóc. Więc go wzięłam i wymalowałam. Bo mogłam.

Przepis na odnowione pianino

Składniki:
- jedno stare pianino, politurowane, tzn. na wysoki połysk,
- emalia akrylowa do drewna (1 litr)
- wałek gąbkowy
- gąbka, taka jak do mycia naczyń (wykorzystywana niechropowata strona)
- cierpliwość
- odwaga
- 24 godziny
- benzyna ekstrakcyjna
- waciki

Przed całym procederem benzyną na waciku odtłuściłam wszystko, tak jak Pan Bóg przykazał :)

Najpierw ściągnęłam przednie ścianki - górną i dolną, co było zaskakująco proste :) Są najbardziej widoczne, duże, jednolite, więc bardzo ważne było to, żeby malowanie było perfekcyjne. Reszta pozostała w komplecie. 

Przemalowałam wszystko jednokrotnie wałkiem. I nastąpił element załamki. Jeśli kojarzycie ze szkolnych lat olejną lamperię na ścianach, taką którą się łatwo myje i trudno brudzi, to własnie taki efekt wyszedł po pierwszej warstwie. Wiedziałam, że trzeba będzie pomalować to jeszcze raz, bo nie do końca pokryło się wszystko tak jak chciałam, ale bałam się efektu, nazwijmy to "lamperiowego" :)

Jak zwykle tylko przez czysty przypadek udało się wyjść z tej sytuacji obronną ręką :)

Moja mało cierpliwa natura nie pozwoliła mi po prostu odłożyć wałka po pomalowaniu wszystkiego drugą warstwą. Chodziłam wokół, dopieszczałam, "pyckałam" i wtedy zauważyłam, że dodatkowe ruchy wałkiem na niemalże suchej farbie powodują tak jakby tworzenie się minimalnych pęcherzyków na malowanej powierzchni dzięki czemu staje się ona matowa i lekko porowata. 
I właśnie o taki efekt mi chodziło. 

Dlaczego zostawiłam niepomalowaną przestrzeń wokół klawiatury?
1. Bałam się. Chociażby tego, że za bardzo wjadę pędzlem na klawisze i pobrudzę je zamiast malować. 
2. Chciałam choćby w jednym miejscu zachować pierwotny wygląd tego pianina. Nie ma się co odgradzać wysokim murem od tego co kiedyś było dla kogoś ładne i warte uwagi. 

Problem zdzierania politury.
Malowanie powierzchni, które są zrobione na wysoki połysk jest o tyle trudne, że farba nie wnika w strukturę drewna. Tylko przyczepia się lekko i niezbyt stabilnie. Żeby przyczepiło się idealnie, trzeba by było zedrzeć ten wysoki połysk. Jak dla mnie było to zbyt ciężkie zadanie i zbyt ryzykowne. Choćby ze względu na to, że pianino nie ma służyć w domu jako mebel, ale jako instrument przede wszystkim, a zdarcie politury mogłoby się wiązać z nieodwracalnymi w skutkach konsekwencjami jakim jest np. utrata jakości dźwięku. Jeśli w przyszłości okaże się, że farba gdzieś odprysła, łuszczy się, nie ma najmniejszego problemu, żeby za pomocą nożyka tapicerskiego i rozpuszczalnika podważać farbę i płatami powoluteńku ściągać z instrumentu, chociaż na razie zupełnie sobie tego nie wyobrażam :)

Ciężkim elementem były zawiasy w zasadzie niemożliwe do oklejenia, bo bardzo wąskie. Więc najpierw je pomalowałam, a później delikatnie zdrapując pozbyłam się farby.

Podsumowując;
Białe pianino jest przepiękne :) tak jak wcześniej nie mogłam na niego patrzyć, tak teraz nie mogę się nim nacieszyć :) Profesjonalista na pewno dopatrzyłby się niedociągnięć. Błędnie podjętych decyzji. Dla mnie - nie mogłoby być lepiej :)

A teraz kilka zdjęć. Nigdy nie mam w sobie aż takiej determinacji, żeby robić zdjęcia w trakcie pracy. Ale mam nadzieję, że obrazki poniżej pozwolą Wam ocenić czy było warto :)

... i te kokardki... <3













niedziela, 9 listopada 2014

O RETY! Liebster Blog Award



Ale historia...

Siedzę sobie leniwie przed ekranem w niedzielne, jesienne niezbyt ciepłe, ale słoneczne popołudnie. Nadrabiam zaległości internetowe, sprawdzam sobie inspiracje wnętrzarskie, przygotowuję się merytorycznie do odnowienia swojego pianina i chciałam przypomnieć sobie co napisała mi pewna urocza osóbka odnośnie malowania jej instrumentu. 



Więc wchodzę na maila i szukam. Przedzieram się przez reklamy, śmieci, oferty kredytów hipotecznych, porady ginekologów ateistów i między tym wszystkim mignęła mi wiadomość z "Mała rzecz a cieszy oko". Komentarz, nie jeden a dwa...

Pomyślałam sobie: jak mogłaś się tak zapuścić, wchodzę, czytam i banan :) Nominacja. Nie uważam się za kogoś, kto by na nią zasługiwał, kto by w ogóle miał wejść w blogosferę tak totalnie, bo gdzie ja, do ludzi, którzy systematycznie piszą o swoich przygodach. SYSTEMATYCZNIE. Ale jednak :) Dwie przemiłe istoty wciągnęły mnie w łańcuszek, który jest tak cudną niespodzianką, jak czerwone berberysy na jesień :D 


„Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego Blogera, w ramach uznania za ‚dobrze wykonaną robotę’. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz je o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował”.


Moje nominacje to: 
Kaja - robi cudne przedmioty, zwłaszcza dla maluchów :)
Malwina - vege pycholandia :)
Ania - mistrzyni przerabiania ciuchów :) 
Szafa wydziergana - śliczne plecionki przy pysznej Czekodekowej herbatce :)
Alina - przydatność, kreatywność, ciekawe rozwiązania, czego więcej chcieć? :) 
Kinga - kopniak motywacyjny do zmian we własnym otoczeniu :)

I pytania: 

1. Jaki jest Twój najlepszy pomysł na zrobienie czegoś z niczego?
2. Muzyczne inspiracje: a) na dobry dzień, b) na chandrę, c) na lenia
3. Masz własny latający balon. Jak wygląda (kolory, wzory, kształt), gdzie nim polecisz?
4. Co Ci daje blogowanie?
5. Gdyby istniał syrop leczący dowolne rany na całym świecie, jaką ranę byś uleczyła?
6. Jesteś superbohaterem, jaka jest Twoja supermoc? :)


Życzę udanej zabawy! :)


No i teraz robi się psikus. Bo w tym całym zamieszaniu nominowały mnie jednocześnie dwie osoby: Kasia i Natik, którym oczywiście ślę podziękowalne całusy :) Stąd należy odpowiedzieć na pytania w podwójnej liczbie :)

Pytania od Kasi: 

1. Co jest Twoją największą pasją? Twoim bzikiem? Twoim "konikiem"? 
Kolor, farba, światło, deseń, pędzle, spraye, gąbki, plamy, drewno, skrawki, karton, ornamenty


2. Jaka zabawa, w dzieciństwie, była Twoją ulubioną?
Motomyszy z Marsa - zjeżdzaliśmy na rowerach z podjazdu sąsiadów i darliśmy ryje (inne określenie tego zachowania nie odzwierciedlałoby charakteru tego występku)

3. Jaki film i książka najbardziej zapadły Ci w pamięci i w jakimś stopniu wpłynęły na Twoje życie?
To takie dziecinne będzie, ale cóż...
Kiedy wchodziła pierwsza część Harry'ego Pottera, byłam na początku podstawówki więc moją koleżanką przez wszystkie szkolne lata była Hermiona, a ciut później Seria Niefortunnych Zdarzeń Lemony'ego Snicket'a, która mi pokazała, że niestety nie wszyscy ludzie są dobrzy. Wiecie, dzieci wierzą we wszystko :P Tak mi już zostało :)

4. Jaka jest najbardziej szalona rzecz jaką zdarzyło Ci się przeżyć/stworzyć do tej pory?
Przeżyć:
I znowu jak u pięciolatka: 
Niagara, iSpeed i Katun - Mirabilandia, Ravenna, Włochy :D Wyrwane plomby :)
Stworzyć:
podjęłam się zrobienia dwóch pudełek na cito do odbioru 24 godziny później... tak, wiem, jestem szalona :P

5. Czy jest coś, czego się boisz? Jak tak, to czego?
Podróż w nocy do łazienki... zwłaszcza po schizowatym filmie...

6. Jakie miejsca na świecie chcesz odwiedzić w ciągu najbliższych 5 lat?
Gruzja, może USA, Wąchock i Włoszczowę

7. Jeżeli podróż życia, to pieszo, rowerem, pociągiem, na stopa, czy może jeszcze innym, autorskim  środkiem transportu? ;)
Pociągiem oczywiście, tu tumtu tum, tu tumtu tum, tu tumtu tum <3

8. Jaki wynalazek jest w Twoim odczuciu najbardziej przydatny ludzkości i dlaczego?
Chyba pismo i język migowy, alfabet Braille'a. Komunikacja to podstawa.

9. Jaki jest Twój popisowy numer w kuchni? Poproszę o przepis :-)
Niespalona woda w czajniku :D A tak bardziej serio to orzechowo - alkoholowo - ajerkoniakowo- mleczny eliksir o smaku monte :D

10. Jakie jest przeciwieństwo imienia Helmut? Rusz głową i zaskocz mnie >:-)
Przeciwieństwo na bazie kontrastu to chyba Kimberly :)

11. Jakie jest Twoje życiowe motto?
Prędzej martwa niż zwyczajna :D

A teraz od Natika :)

1. Gdybyś był/a bohaterem z bajki, to kim i dlaczego?
Asterixem :) Szybki przystojniacha z dostępem do magicznego napoju :)

2. Praca idealna, czyli jaka?
Z wyzwaniami każdego dnia. Raczej niemonotonna. Może bycie stolarzem? :)

3. Wygrywasz w totka 20 tys. złotych. Co z tym fantem zrobisz?
Ekonomiczne wykształcenie mówi zainwestuj, dusza artysty mówi zainwestuj w sztukę, więc wrzucam to wszystko na remont zabytkowego fortepianu, a potem sprzedaję go z zyskiem :) 

4. Każdy ma swoją ulubioną magiczną miksturę. Uchyl rąbka tajemnicy!
Podobnie jak wyżej :) Mleko + kakao + ubite żółtka z cukrem + cukier waniliowy + orzechówka z Soplicy + stopiona tabliczka mlecznej czekolady i kilka stopionych krówek (cukierków) , to wszystko na ciepło :) na jesienny albo zimowy wieczór :) 

5.  Masz do dyspozycji tydzień na każdym kontynencie. Jak spędzisz każdy z nich?
Jem, dużo, wszystko, najdziwniej jak się da :)

6. Blogowanie to…?
Dla wyrobnika takiego jak ja, to forma wystawienia się na publiczną egzekucję. 

7. Szczerze polecam... nie przejmować się sprawami, na które nie mamy wpływu :)

czwartek, 18 września 2014

Pióro w służbie Jej Królewskiej Mości Sztuki

Co prawda mamy jeszcze przed sobą trzy dnia lata, ale gdzieś za rogiem czają się już długie jesienne wieczory, które sprzyjają tworzeniu :) Tymczasem gdzieś dawno temu udało się zrobić kilka całkiem ciekawych prac :)

W sumie nie są opatrzone żadną wielką historią. Tyle tylko, że miejsca w prezentowych paczkach ustąpiło im pióro, które jest dosyć pospolitym prezentem. Koncepcja na szczęście się zmieniła i tak właśnie spod paluchów wyszły takie cukierki :)









sobota, 21 czerwca 2014

Głowo, otwórz się :)

Nie od dzisiaj wiadomo, że metoda decoupage opiera się na przyklejaniu serwetek klejem z werniksem do pokrytej zazwyczaj farbą akrylową powierzchni.

Zazwyczaj to charakter przyszłego właściciela determinował kolorystykę i styl tworzonego przedmiotu, ale tym razem było inaczej. Prezent urodzinowy, czyli pudełko na biżuterię, (które w katalogu hurtowni widnieje jako pudełko na herbatę) było wielką zagadką. Uwielbiam mieć wolną rękę w doborze wzoru, bo niespodzianka jest znacznie ciekawsza. Nie umniejsza to jednak tym projektom, w których zamawiający ma konkretne oczekiwania.

Niespodziewanie szkatułka na biżuterię otwarła moją głowę na trochę inne myślenie. Czasem zaszywamy się w jakichś bezpiecznych sprawdzonych schematach, które znamy i lubimy. Te absolutnie górnolotne wnioski wypłynęły z banalnej serwetki.

W ŻYCIU nie połączyłabym takich kolorów jak bordowy, fioletowy i zgniło-musztardowy (!!!). A tu znajduje człowiek taką Bogu ducha winną serwetunię i trach. A efekt poniżej. Oceńcie sami :)




wtorek, 13 maja 2014

To człowiek tworzy metamorfozy!


                 Ostatnio mam w głowie taki plan, żeby uczynić przestrzeń wokół siebie spójną i absolutnie moją. Oczywistym jest, że skoro wszędzie w pomieszczeniu walają się moje rzeczy, to ciężko jest nie poznać kto tu mieszka, ale chodzi mi o uzyskanie takiego efektu, kiedy wchodzi się do swojego miejsca i na prawdę można poczuć, że jest się u siebie.
                Niektórym może się to wydawać całkowicie nieistotne, bo nie przywiązują wagi do miejsca, albo zwyczajnie nie mają potrzeby organizacji przestrzeni pod siebie, bo rzadko z niej korzystają. I wydawać by się mogło, że jest to strasznie kosztowne i pracochłonne takie urządzanie miejsca, ale wystarczy dobry pomysł i wcale nie potrzeba wiele zachodu, żeby efekt był co najmniej zadowalający.
                Te wszystkie piękne, czyściuteńkie, sterylne, białe, katalogowe i udostępniane na blogach wnętrza są dla mnie jakieś takie mało ludzkie. Zawsze widzę w nich oczyma wyobraźni oziębłe bizneswoman w szpilkach, pijące szampana z truskawką. A dom jest przecież do życia, brudzenia, wylegiwania się, odpoczynku, śmiechu, radości i szeroko pojętego chilloutu bez żadnej spiny, więc jak to zrobić, żeby się nie narobić, ale żeby móc żyć w fajnym miejscu?

Pierwsza zasada: "Najważniejsza jest neutralna baza"

Uwielbiam zmiany. No uwielbiam i koniec. Średnio co 3 miesiące zmieniają mi się upodobania kolorystyczne i nie mogłabym funkcjonować w pomieszczeniu, które jest skazane na jakiś kolor na zawsze. Zdecydowałam się więc na bardzo ciemny szary i tapetę z imitacją białego muru. Meble są bardzo jasnodrewniane więc nic się nie gryzie i wszystko jest neutralne. Kolorowe szaleństwo zacznie się przy dodatkach :)

Druga zasada: "Diabeł tkwi w szczegółach"

Siedzę sobie na dywanie w pokoju, który ma biało-szare ściany, drewniane dodatki i widzę np.
- duży parapet, który aż prosi się o przystrojenie czymś ładnym,
- komodę, która potrzebuje zdjęć,
- szafę, na której każde pudło jest z innej parafii,
- poduszki, które czekają, aż obicie rodem z salonu ktoś zamieni na coś bardziej oryginalnego.
- gołe okna, które mogą świadczyć o ekshibicjonistycznych skłonnościach, a otulone firankami i zasłonami sprawiłyby, że wnętrze stałoby się bardzo przytulne

Niewiele trzeba, żeby zmienić charakter pomieszczenia. Mówi się, że mając na sobie trzy kolory zawsze wygląda się dobrze. Więc zastosowałam tę zasadę również do wnętrza.
Przedstawiam Wam kolory miłościwie nam panujące:

Purple Mountain's Majesty
Razzmatazz
Granny Smith Apple
 Swoją drogą polecam przejrzeć Kolory Kredek firmy Crayola (to te świecowe). W życiu nie nazwałabym tak niektórych kolorów. Istotne szczególnie dla Panów w kontekście kontaktów z płcią piękniejszą :)


W czeluściach internetu istnieje wiele ciekawych pomysłów. Zawsze jestem ciekawa, czy te zamieszczane tutoriale faktycznie są możliwe do odtworzenia, czy to taki pic na wodę. Więc spróbowałam, nie pierwszy raz, ale o tym kiedy indziej :)

Natrafiłam na taki oto pomysł:


Spodobał mi się sakramencko, więc od razu wybrałam się do pasmanterii, rachu ciachu i oto co mi wyszło :)


 
Długi patyk szaszłykowy wbiłam w twardą, kwiaciarską gąbkę i wsadziłam drzewo do potrójnej doniczki, która jest dokładnie w tych kolorach, co wstążki: jasna zieleń, fuksja i niebieski fiolet :) Uważam, że jest szansa, aby ta "roślinka" w przeciwieństwie do innych przeżyła przy mnie dłużej niż dwa dni. Jej największą zaletą jest brak konieczności podlewania :D :D :D

Trzecia zasada: "Wolność Tomku w swoim domku"

Mieszkaj jak Ci się żywnie podoba! To Twoje płuca mają być pełne dobrej energii jak przekraczasz próg swojego kącika, niczyje inne. Wylewka zamiast podłogi, fajnie. Bez firanek, żaden problem. Z designem, albo bez - Twoja rzecz. W kolorze, albo jak w starym filmie. Nie dajmy się skatalogować :)


 
A kolejne metamorfozy już wkrótce :)


 

czwartek, 8 maja 2014

Maluj zdrowo!

             Żona Napoleona z wcześniejszego posta dojrzewa do wejścia w towarzystwo, a tymczasem pokażę Wam małe, urokliwe cukiernice dla dwóch przyjaciółek, które zostały zamówione przez nie dla siebie nawzajem :)

            Totalnie nie popieram malowania kuchennych przyrządów z prostego powodu. Warzechy, chochle, mieszadełka, deski do krojenia albo drewniane uchwyty noży itp. są przedmiotami, które cały czas mają kontakt z produktami żywnościowymi. Jeżeli są ozdobione techniką serwetkową, to ich powierzchnia pokryta jest zazwyczaj klejem, lakierem i innymi chemicznymi oraz trującymi, a już na pewno NIE JADALNYMI substancjami.

             Nie widzę nic zdrowego w umieszczaniu tych toksycznie zabezpieczonych narzędzi w jedzeniu, bo nie wierzę, że jakiś ułamek tych trujących substancji w nim nie zostanie . Poza tym takie drewniane narzędzia są skazane na częsty kontakt z wodą, co zwyczajnie powoduje ich szybkie niszczenie. Jeśli drewno jest surowe, to nie ma nic złego w mieszaniu nim jedzenia. Z drugiej strony, jeżeli jest pomalowane, to będzie trwalsze, ale zdecydowanie mniej zdrowe. Tutaj konieczny jest więc kompromis: albo ładne, albo zdrowe. I tak, jak uwielbiam ozdabiane przedmioty, tak w tej sytuacji postawiłabym jednak na wyeliminowanie toksycznych przyrządów z kuchni.

            Jak wytłumaczyć się więc z cukiernicy? Jak się dobrze rozejrzycie, to w kuchni jest kilka rzeczy które nie mają częstego kontaktu z wodą, a przechowywane w nich produkty nie tracą na swojej jakości pomimo zdobień. Jakość zdjęć jest godna pożałowania, ale każde ze zdjęć jest z innego okresu twórczego (buahahaha... :) ) i nie jestem teraz wstanie zrobić nic lepszego :)

1. Cukiernica: przechowywany produkt jest sypki i suchy. Moją metodą na jej ozdabianie jest praca jedynie na zewnętrznej części. Środek nie wymaga lakierowania, więc nawet przy tarciu cukru o ścianki, toksyny nie zostają na produkcie. Poza tym zdobienie środka nie miałoby sensu, bo w końcu i tak wsypuje się tam cukier.






2. Pieprzniczka i solniczka - całkowicie jak w przypadku cukiernicy


3. Tace są oczywiście lakierowane. Ale kładziemy na nie inne podkładki, talerzyki, więc lakier nie ma kontaktu z produktem. Lakier jest też świetnym zabezpieczeniem wzoru dla takich fajtłap jak ja, które pomimo największych starań i tak wyleją coś gorącego na tacę :) :) :)







4. Miski wykańcza się lakierem jeśli ozdabiamy je papierem ryżowym lub serwetką. Jednak wystarczy też potraktować drewno bejcą dowolnego koloru, żeby jedynie wydobyć piękne słoje.







5. Chustecznik jako serwetnik? Dlaczego nie :) Kontakt z wodą zerowy, a jak ładnie wygląda na stole :)





Dla wyjaśnienia: wszystkie przedmioty decoupage'owe można zawsze umyć wilgotną szmatką, jeśli to nie jest konieczne, to nie radziłabym stosowania detergentów, a jeśli już zabrudzenie wymaga zamoczenia przedmiotu, to potem należy osuszyć przedmiot papierowym ręcznikiem, odstawiając następnie do całkowitego wyschnięcia.








czwartek, 24 kwietnia 2014

Napoleon szuka żony

   Były już kociaki, a teraz przyszedł czas na gratkę dla miłośników psów w dosyć nietypowym wydaniu. Lekko surrealistyczne podejście do powagi Napoleona wymaga na pewno poczucia humoru :)
     Lady Buldog-jego wybranka aktualnie robi się na bóstwo i już wkrótce zawita w progach bloga. Zadaniem Napoleona jest witanie gości w drzwiach, pilnuje jednocześnie kluczy domowników utrzymując w szyku jedne obok drugich. 
     Totalnie prosty przedmiot, w kolorach, które uniwersalnie pasują do większości wnętrz i wyglądają elegancko dzięki połączeniu faktury drewna w kolorze ciemnego brązu, granatu i bieli. Uniwersalizm zawsze się sprawdza. Każdy złodziej się przestraszy takiego stróża:)





wtorek, 15 kwietnia 2014

"Jesteś obiektem moich paczań", czyli kocie opowieści

           Z czym kojarzy Ci się kot? Mnie, z wygrzewaniem się na kaloryferze, łażeniem swoimi ścieżkami, łapaniem myszy i alergicznym wpływem na drogi oddechowe :)

           Biel i czerń jest charakterystyczna dla nowoczesnych, zazwyczaj minimalistycznych wnętrz. Skoro więc operujemy kontrastowym połączeniem raczej zimnych kolorów, możemy też przełamać chłód minimalistycznych przestrzeni kocim ciepełkiem. Dodatkiem do kuferka może być wąsaty zegar, który przez okulary paCZy jak bardzo jesteśmy spóźnieni :) Zestaw w sam raz dla miłośników kotów, a kolejny post będzie dedykowany amatorom szczekających pupili.







Już dawno w poście nie pojawiła się fajna nuta :) Link poniżej odsyła do piosenki, którą na pewno skojarzycie z reklamy telewizyjnej, ale w kontekście kotów w czasie jej słuchania pojawia mi się w głowie wizja dwóch małych, domowych tygrysów, które pod nieobecność właścicieli robią sobie z mieszkania niezły plac zabaw :)



środa, 9 kwietnia 2014

Wielkanocnie

                W ferworze przedświątecznych przygotowań nie można zapomnieć o dekoracji domu i jednocześnie tak ważnym elemencie jakim jest Wielkanocny koszyczek. Ten, który przedstawiam Wam poniżej powstał w zeszłym roku, a co za tym idzie jest to jedna z niewielu zrobionych przeze mnie rzeczy, którą mogę odświeżyć i sprawdzić, jak decoupage i wykończenie wygląda z biegiem czasu.

                 Koszyk powstawał na samym początku mojej zabawy z dekorowaniem, więc nie wszystkie techniki i rozwiązania były doskonałym wyborem. Obecnie staram się zastępować taśmę dwustronną klejem, najczęściej wikolem, który zdecydowanie lepiej trzyma nawet grubsze wstążki. Te przy koszyku wystarczy docisnąć, bo lekkie odchodzenie wstążki jest naturalną reakcją na wietrzenie kleju z taśmy.

                Druga rada dotyczy pielęgnacji przedmiotów. Koszyczek był dosyć zakurzony po roku i idealnym sposobem na jego wyczyszczenie była jednorazowa chusteczka do czyszczenia mebli, nasączona specjalnym ślicznie pachnącym płynem. Kurz zszedł bez problemu, odświeżając jednocześnie drewno i odsłaniając kolory.

               Po trzecie widzę, jak razem z dużą ilością ozdobionych przedmiotów rośnie wprawa w przyklejaniu serwetek :) Oczywiście, że nie jest to jeszcze doskonała jakość, ale się staram  :P Satysfakcja przy każdej kolejnej rzeczy jest tak samo silna jak przy pierwszych, w końcu ta frajda jest chyba najważniejsza :)        

               Ostatni wniosek jest taki, że jeśli dobrze dobierze się kolory do okazji, to upływający czas jest bez znaczenia. Uniwersalny motyw wiosennych kwiatów i kurczaczków zawsze będzie dobrze pasował do radości ze świąt Zmartwychwstania :)






wtorek, 1 kwietnia 2014

Świeżynki

Dzisiaj będzie mało pisania, a dużo zdjęć. Wspominałam Wam w poprzednim poście, że tej wiosny będzie się dużo działo i poniżej jest na to dowód. Pan kurier dostarczył to i owo do zdobienia, więc mam nadzieję, że już niedługo będą się powoli ukazywać pierwsze zestawione w komplety świeżynki :)

Te słodkie kulki, które powodują, że światło wokół drewna jest ciepłe matowe i delikatne, to zestaw Cotton Ball Lights. To jest coś, co powoduje, że wnętrze staje się fenomenalnie przytulne i zupełnie się nie chce z niego wychodzić. Swój zestaw nazwałam bardzo krótko i zwięźle: "Lody waniliowe w polewie jagodowej degustowane w czasie letniej bryzy" :D Zestawy można komponować według uznania, ilościowo i kolorystycznie, a efekt jest fantastyczny, zwłaszcza, gdy jest ciemno. W dzień kulki wyglądają jak nitkowe bombki przy czym nie jest to element wystroju jedynie na czas Bożego Narodzenia. Zobaczcie sami :)








poniedziałek, 17 marca 2014

Słodki duet

Czuć, że idzie wiosna. I chociaż za oknem jeszcze "jak w garncu", razem ze słoneczną energią rozgrzewają się też moje silniki i po zimowym letargu trzeba wreszcie wrócić do aktywnego życia, zwłaszcza pod względem tworzenia.

Na wiosenne "dzień dobry" przedstawiam Wam słodki, babeczkowo-groszkowy duet :) Tak dawno chciałam zrobić pudełko w ciastka i wreszcie natrafiła się okazja.

Zestaw jest oczywiście urodzinowo-bezokazyjny, podarowany z czystej sympatii dla wybuchowej Mamuśki ze swoją podobną kropka w kropkę córką :) Wersja większa dla mamy, a mniejsza, na małe skarby dla córci :)








Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a tej wiosny będą się działy na prawdę ciekawe rzeczy :) do zobaczenia! :)