wtorek, 13 maja 2014

To człowiek tworzy metamorfozy!


                 Ostatnio mam w głowie taki plan, żeby uczynić przestrzeń wokół siebie spójną i absolutnie moją. Oczywistym jest, że skoro wszędzie w pomieszczeniu walają się moje rzeczy, to ciężko jest nie poznać kto tu mieszka, ale chodzi mi o uzyskanie takiego efektu, kiedy wchodzi się do swojego miejsca i na prawdę można poczuć, że jest się u siebie.
                Niektórym może się to wydawać całkowicie nieistotne, bo nie przywiązują wagi do miejsca, albo zwyczajnie nie mają potrzeby organizacji przestrzeni pod siebie, bo rzadko z niej korzystają. I wydawać by się mogło, że jest to strasznie kosztowne i pracochłonne takie urządzanie miejsca, ale wystarczy dobry pomysł i wcale nie potrzeba wiele zachodu, żeby efekt był co najmniej zadowalający.
                Te wszystkie piękne, czyściuteńkie, sterylne, białe, katalogowe i udostępniane na blogach wnętrza są dla mnie jakieś takie mało ludzkie. Zawsze widzę w nich oczyma wyobraźni oziębłe bizneswoman w szpilkach, pijące szampana z truskawką. A dom jest przecież do życia, brudzenia, wylegiwania się, odpoczynku, śmiechu, radości i szeroko pojętego chilloutu bez żadnej spiny, więc jak to zrobić, żeby się nie narobić, ale żeby móc żyć w fajnym miejscu?

Pierwsza zasada: "Najważniejsza jest neutralna baza"

Uwielbiam zmiany. No uwielbiam i koniec. Średnio co 3 miesiące zmieniają mi się upodobania kolorystyczne i nie mogłabym funkcjonować w pomieszczeniu, które jest skazane na jakiś kolor na zawsze. Zdecydowałam się więc na bardzo ciemny szary i tapetę z imitacją białego muru. Meble są bardzo jasnodrewniane więc nic się nie gryzie i wszystko jest neutralne. Kolorowe szaleństwo zacznie się przy dodatkach :)

Druga zasada: "Diabeł tkwi w szczegółach"

Siedzę sobie na dywanie w pokoju, który ma biało-szare ściany, drewniane dodatki i widzę np.
- duży parapet, który aż prosi się o przystrojenie czymś ładnym,
- komodę, która potrzebuje zdjęć,
- szafę, na której każde pudło jest z innej parafii,
- poduszki, które czekają, aż obicie rodem z salonu ktoś zamieni na coś bardziej oryginalnego.
- gołe okna, które mogą świadczyć o ekshibicjonistycznych skłonnościach, a otulone firankami i zasłonami sprawiłyby, że wnętrze stałoby się bardzo przytulne

Niewiele trzeba, żeby zmienić charakter pomieszczenia. Mówi się, że mając na sobie trzy kolory zawsze wygląda się dobrze. Więc zastosowałam tę zasadę również do wnętrza.
Przedstawiam Wam kolory miłościwie nam panujące:

Purple Mountain's Majesty
Razzmatazz
Granny Smith Apple
 Swoją drogą polecam przejrzeć Kolory Kredek firmy Crayola (to te świecowe). W życiu nie nazwałabym tak niektórych kolorów. Istotne szczególnie dla Panów w kontekście kontaktów z płcią piękniejszą :)


W czeluściach internetu istnieje wiele ciekawych pomysłów. Zawsze jestem ciekawa, czy te zamieszczane tutoriale faktycznie są możliwe do odtworzenia, czy to taki pic na wodę. Więc spróbowałam, nie pierwszy raz, ale o tym kiedy indziej :)

Natrafiłam na taki oto pomysł:


Spodobał mi się sakramencko, więc od razu wybrałam się do pasmanterii, rachu ciachu i oto co mi wyszło :)


 
Długi patyk szaszłykowy wbiłam w twardą, kwiaciarską gąbkę i wsadziłam drzewo do potrójnej doniczki, która jest dokładnie w tych kolorach, co wstążki: jasna zieleń, fuksja i niebieski fiolet :) Uważam, że jest szansa, aby ta "roślinka" w przeciwieństwie do innych przeżyła przy mnie dłużej niż dwa dni. Jej największą zaletą jest brak konieczności podlewania :D :D :D

Trzecia zasada: "Wolność Tomku w swoim domku"

Mieszkaj jak Ci się żywnie podoba! To Twoje płuca mają być pełne dobrej energii jak przekraczasz próg swojego kącika, niczyje inne. Wylewka zamiast podłogi, fajnie. Bez firanek, żaden problem. Z designem, albo bez - Twoja rzecz. W kolorze, albo jak w starym filmie. Nie dajmy się skatalogować :)


 
A kolejne metamorfozy już wkrótce :)


 

czwartek, 8 maja 2014

Maluj zdrowo!

             Żona Napoleona z wcześniejszego posta dojrzewa do wejścia w towarzystwo, a tymczasem pokażę Wam małe, urokliwe cukiernice dla dwóch przyjaciółek, które zostały zamówione przez nie dla siebie nawzajem :)

            Totalnie nie popieram malowania kuchennych przyrządów z prostego powodu. Warzechy, chochle, mieszadełka, deski do krojenia albo drewniane uchwyty noży itp. są przedmiotami, które cały czas mają kontakt z produktami żywnościowymi. Jeżeli są ozdobione techniką serwetkową, to ich powierzchnia pokryta jest zazwyczaj klejem, lakierem i innymi chemicznymi oraz trującymi, a już na pewno NIE JADALNYMI substancjami.

             Nie widzę nic zdrowego w umieszczaniu tych toksycznie zabezpieczonych narzędzi w jedzeniu, bo nie wierzę, że jakiś ułamek tych trujących substancji w nim nie zostanie . Poza tym takie drewniane narzędzia są skazane na częsty kontakt z wodą, co zwyczajnie powoduje ich szybkie niszczenie. Jeśli drewno jest surowe, to nie ma nic złego w mieszaniu nim jedzenia. Z drugiej strony, jeżeli jest pomalowane, to będzie trwalsze, ale zdecydowanie mniej zdrowe. Tutaj konieczny jest więc kompromis: albo ładne, albo zdrowe. I tak, jak uwielbiam ozdabiane przedmioty, tak w tej sytuacji postawiłabym jednak na wyeliminowanie toksycznych przyrządów z kuchni.

            Jak wytłumaczyć się więc z cukiernicy? Jak się dobrze rozejrzycie, to w kuchni jest kilka rzeczy które nie mają częstego kontaktu z wodą, a przechowywane w nich produkty nie tracą na swojej jakości pomimo zdobień. Jakość zdjęć jest godna pożałowania, ale każde ze zdjęć jest z innego okresu twórczego (buahahaha... :) ) i nie jestem teraz wstanie zrobić nic lepszego :)

1. Cukiernica: przechowywany produkt jest sypki i suchy. Moją metodą na jej ozdabianie jest praca jedynie na zewnętrznej części. Środek nie wymaga lakierowania, więc nawet przy tarciu cukru o ścianki, toksyny nie zostają na produkcie. Poza tym zdobienie środka nie miałoby sensu, bo w końcu i tak wsypuje się tam cukier.






2. Pieprzniczka i solniczka - całkowicie jak w przypadku cukiernicy


3. Tace są oczywiście lakierowane. Ale kładziemy na nie inne podkładki, talerzyki, więc lakier nie ma kontaktu z produktem. Lakier jest też świetnym zabezpieczeniem wzoru dla takich fajtłap jak ja, które pomimo największych starań i tak wyleją coś gorącego na tacę :) :) :)







4. Miski wykańcza się lakierem jeśli ozdabiamy je papierem ryżowym lub serwetką. Jednak wystarczy też potraktować drewno bejcą dowolnego koloru, żeby jedynie wydobyć piękne słoje.







5. Chustecznik jako serwetnik? Dlaczego nie :) Kontakt z wodą zerowy, a jak ładnie wygląda na stole :)





Dla wyjaśnienia: wszystkie przedmioty decoupage'owe można zawsze umyć wilgotną szmatką, jeśli to nie jest konieczne, to nie radziłabym stosowania detergentów, a jeśli już zabrudzenie wymaga zamoczenia przedmiotu, to potem należy osuszyć przedmiot papierowym ręcznikiem, odstawiając następnie do całkowitego wyschnięcia.