poniedziałek, 15 grudnia 2014

Piano-renowacja

"ta farba ci się nie chwyci politury na wysoki połysk"

"zniszczysz pianino"

"ja bym się bał"

"to jest barbarzyństwo, tak postępować z instrumentem"


NO TO PATRZ!

Calisia, rok produkcji 1972, rude, na wysoki połysk, blichtr i przepych PRLu

Jest rok 2014, wstawiam je do pokoju, który już nie przypomina PRLowskiego wnętrza i nie mogę na niego patrzeć. To jest instrument, źródło emocji wywołanych przez muzykę, świadek moich męczarni nad gamami, muzycznych wzlotów i upadków, a ja go odtrącam jak wyrodna matka. Niby każda matka kocha swoje dziecko takie jakie jest. Ale każda matka wie, że dziecku, które sobie nie radzi trzeba pomóc. Więc go wzięłam i wymalowałam. Bo mogłam.

Przepis na odnowione pianino

Składniki:
- jedno stare pianino, politurowane, tzn. na wysoki połysk,
- emalia akrylowa do drewna (1 litr)
- wałek gąbkowy
- gąbka, taka jak do mycia naczyń (wykorzystywana niechropowata strona)
- cierpliwość
- odwaga
- 24 godziny
- benzyna ekstrakcyjna
- waciki

Przed całym procederem benzyną na waciku odtłuściłam wszystko, tak jak Pan Bóg przykazał :)

Najpierw ściągnęłam przednie ścianki - górną i dolną, co było zaskakująco proste :) Są najbardziej widoczne, duże, jednolite, więc bardzo ważne było to, żeby malowanie było perfekcyjne. Reszta pozostała w komplecie. 

Przemalowałam wszystko jednokrotnie wałkiem. I nastąpił element załamki. Jeśli kojarzycie ze szkolnych lat olejną lamperię na ścianach, taką którą się łatwo myje i trudno brudzi, to własnie taki efekt wyszedł po pierwszej warstwie. Wiedziałam, że trzeba będzie pomalować to jeszcze raz, bo nie do końca pokryło się wszystko tak jak chciałam, ale bałam się efektu, nazwijmy to "lamperiowego" :)

Jak zwykle tylko przez czysty przypadek udało się wyjść z tej sytuacji obronną ręką :)

Moja mało cierpliwa natura nie pozwoliła mi po prostu odłożyć wałka po pomalowaniu wszystkiego drugą warstwą. Chodziłam wokół, dopieszczałam, "pyckałam" i wtedy zauważyłam, że dodatkowe ruchy wałkiem na niemalże suchej farbie powodują tak jakby tworzenie się minimalnych pęcherzyków na malowanej powierzchni dzięki czemu staje się ona matowa i lekko porowata. 
I właśnie o taki efekt mi chodziło. 

Dlaczego zostawiłam niepomalowaną przestrzeń wokół klawiatury?
1. Bałam się. Chociażby tego, że za bardzo wjadę pędzlem na klawisze i pobrudzę je zamiast malować. 
2. Chciałam choćby w jednym miejscu zachować pierwotny wygląd tego pianina. Nie ma się co odgradzać wysokim murem od tego co kiedyś było dla kogoś ładne i warte uwagi. 

Problem zdzierania politury.
Malowanie powierzchni, które są zrobione na wysoki połysk jest o tyle trudne, że farba nie wnika w strukturę drewna. Tylko przyczepia się lekko i niezbyt stabilnie. Żeby przyczepiło się idealnie, trzeba by było zedrzeć ten wysoki połysk. Jak dla mnie było to zbyt ciężkie zadanie i zbyt ryzykowne. Choćby ze względu na to, że pianino nie ma służyć w domu jako mebel, ale jako instrument przede wszystkim, a zdarcie politury mogłoby się wiązać z nieodwracalnymi w skutkach konsekwencjami jakim jest np. utrata jakości dźwięku. Jeśli w przyszłości okaże się, że farba gdzieś odprysła, łuszczy się, nie ma najmniejszego problemu, żeby za pomocą nożyka tapicerskiego i rozpuszczalnika podważać farbę i płatami powoluteńku ściągać z instrumentu, chociaż na razie zupełnie sobie tego nie wyobrażam :)

Ciężkim elementem były zawiasy w zasadzie niemożliwe do oklejenia, bo bardzo wąskie. Więc najpierw je pomalowałam, a później delikatnie zdrapując pozbyłam się farby.

Podsumowując;
Białe pianino jest przepiękne :) tak jak wcześniej nie mogłam na niego patrzyć, tak teraz nie mogę się nim nacieszyć :) Profesjonalista na pewno dopatrzyłby się niedociągnięć. Błędnie podjętych decyzji. Dla mnie - nie mogłoby być lepiej :)

A teraz kilka zdjęć. Nigdy nie mam w sobie aż takiej determinacji, żeby robić zdjęcia w trakcie pracy. Ale mam nadzieję, że obrazki poniżej pozwolą Wam ocenić czy było warto :)

... i te kokardki... <3